MarianPaz napisał(a):
Właśnie nie mam pojęcia czego zabrakło, natomiast wiem że oglądałem go bez emocji, zupełnie na chłodno. Może dlatego, że pokazywał oczywistości maglowane przez lata w masie reportaży. Bardziej wstrząsnęła mną na przykład historia czynów siostry Bernadetty jak "Kler".
Ale cień postaci siostry Bernadetty pojawia się w "Klerze" chyba także?
Masz rację, film Smarzowskiego nie pokazał nic nowego, czego nie wiedzieliśmy do tej pory, ale jak widać w filmie siedzi siła rażenia nieporównywalnie większa niż w artykułach gazetowych, których zresztą nie było aż tak dużo poza GW, czy "Nie".
"Kler" to już nie jest zwyczajny film - to zjawisko. Manifest. I dla twórców i dla widzów.
Czytając wywiady ze Smarzowskim, z Jakubikiem, z Gajosem widać ich wściekłość i brak zgody na to, co się dzieje w Kościele. Podobnie widzowie, głosują nogami nie za arcydziełem filmowym (którym "Kler" z pewnością nie jest), tylko z IDENTYCZNEJ wściekłości.
Mam nadzieję, że ten film przekroczy punkt graniczny niczym referat Chruszczowa na XX Zjeździe... :)
Ciekawe, że główny oskarżony (Kler) praktycznie w milczeniu połyka tę gorzką pigułę. Najbardziej oburzeni są narodowi neofici, których reakcja jest dość ciekawa i charakterystyczna. Wyją, choć nie widzieli. Rechoczą, choć rechotać tu nie ma z czego.
http://telewizjarepublika.pl/takiej-mia ... 70968.html(Notabene obserwując wypowiedzi Iwo Bendera zaczynam wierzyć w geny...)
Kompletnie zgłupieli, widząc ogromny oddźwięk na ten film.
W tej sytuacji nasze dywagacje o stricte filmowych niuansach są trudne, a wręcz niemożliwe.Film musi się ucukrowac i uleżeć, a emocje opaść.
"Kler", co mówił sam reżyser, jest skierowany głównie do wierzących, a nie do hierarchów Kościoła, czy ateistów.
Bo:
A) nigdy Kościół nie zreformował się sam z siebie,
B) polska Kuria nie istnieje praktycznie już od dawna i została tylko jakaś resztkówka zblatowana z ojcem dyrektorem, który to faktycznie nadaje ton polskiemu KOŚCIOŁOWI.
C) Mordasiewicze mogą istnieć, tylko dlatego, że wierne owieczki dają się strzyc kompletnie bezwolnie i bezrefleksyjnie.
I jak widać adresat świetnie się z zadania wywiązuje i wali drzwiami i oknami.
Smarzowski rozsiał "zarazę" wśród wiernych i każdy
milion widza jest na wagę złota w tej sytuacji.
Tak jak Wajda w latach PRL-u potrafił dotrzeć do serc i umysłów Polaków, tak Smarzowski robi to dzisiaj. Inne czasy, inni ludzie, a więc i środki muszą być inne. To już nie są czasy wielkich moralitetów, czy historycznych aluzji Wajdy, Hasa, Kutza i innych. Możemy się na to zżymać, ale tak jest. Smarzowski zasługuje na podziw, bo zrobił coś więcej niż film. On już ma swojego Oskara.
Może nie tego z czerwonymi dywanami, ale kto wie, czy nie z cenniejszego kruszcu?
Jako zawodowy straceniec zaryzykuję kolejną analogię: sprawa "Kleru" przypominać może sytuację z "Sąsiadami" Grossa. Też zarzucano autorowi liczne uchybienia, brak obiektywizmu, kłamstwa, wytykano, że to odgrzewane kotlety, a autor to łamaga, a przecież żadna książka ostatniego półwiecza nawet największego historyka stąpającego po tej ziemi nie przeorała tak polskiej historii i relacji Polacy-Żydzi, jak ona.
Analogicznie jest MOŻLIWE, że nawet niedoskonałe dzieło jakiegoś ateisty z Jedlicz może dokonać ogromnych tąpnięć w, jakoby postawionym na litej skale, polskim Kościele.