Musiała nadejść narodowa kwarantanna, abym wreszcie ten film obejrzał...
Nie rozpisuję się, bo to nie ma większego sensu, gdy kurz bitewny już dawno opadł.
Film niewątpliwie ważny i potrzebny. Co niestety wcale nie oznacza, że dobry. Przychylam się do głosów, że nazbyt dużo tu publicystyki i chęci zawarcia w dwugodzinnym filmie wszystkiego, co reżyserowi i scenarzyście w duszy gra. To "Klerowi" z pewnością nie służy, jest bardzo przewidywalny w swojej narracji a Smarzowski w pewnym sensie zjada własny ogon - nie chodzi mi tylko o formę zakończenia, ale parę innych scen i rozwiązań fabularnych. Owszem, jest mrugnięcie okiem, choćby Jakubik w koszulce z napisem "Drogówka", jednak zasadniczo miałem wrażenie strasznej wtórności realizacyjno-fabularnej, mimo nowatorskości samego tematu. Sporo przerysowań i uproszczeń, wspomniana scena na cmentarzu to już dla mnie kuriozum.
Aktorstwo dobre, nie ma się do czego przyczepić: Jakubik, Braciak, Gajos - świetni, Więckiewicz - dobry. Uśmiechnąłem się na widok Bartosza Bieleni, który szerzej nieznany wystąpił tu w epizodzie, żeby niedługo później zagrać główną i powszechnie chwaloną rolę innym w filmie dotyczącym problemów i spraw Kościoła.
Jestem osobą mocno antyklerykalną, więc teoretycznie powinienem się "Klerem" zachwycić, ale niestety nie jestem w stanie. Ten film będzie miał niewątpliwe miejsce w historii naszej kinematografii, ale raczej ze względu na kwestie, które porusza i próbę zmierzenia się reżysera ze swoistym tabu niż wartość artystyczną.
5/10.