karel napisał(a):
np. u mnie w pracy bardzo wiele osób zwraca baczną uwagę na to kto jest "po czyjej stronie"...
Tak, ale zwracają na to uwagę, by "zlokalizować i ukatrupić" przeciwnika, czy żeby jednak uniknąć "rozlewu krwi"? Problemem Polaków nie jest różnica poglądów, tylko nieumiejętność rzeczowej rozmowy. Inna sprawa, że taka dyskusji jest często niemożliwa z przyczyn irracjonalnych podstaw pewnej wiodącej siły politycznej...

Jeżeli ktoś uparcie twierdzi, że białe jest czarne, a każdy inaczej myślący jest wrogiem ojczyzny, to istotnie rozmowa jest utrudniona.

Ale spór jest istotą demokracji! Monopartyjność już była...
Rafal Dajbor napisał(a):
...Idiotyczne, chore podziały z czasów stanu wojennego zaczynają wracać
Troszeczkę to jednak inna sytuacja była. Na razie jednak nie mamy godziny milicyjnej i aresztowań...
Przypominam: w tamtej sytuacji bojkot był
oczekiwany,
szanowany i powszechnie
rozumiany.
Druga różnica: wtedy, opozycja bojkotowała (strona słabsza), teraz to ze strony silniejszej, rządowej (i jej przyległych mediów) idzie nieustanny hejt i bojkot filmów i aktorów, którzy grają w niesłusznych i antypolskich wg nich filmach. Zabiera im się pieniądze, odsądza od czci itp.
Nikt nie bojkotował A. Krauzego, na głowy tych, co nie wyrazili akcesu posypały się zaś gromy, kpiny i pogróżki.
Nie widziałem na razie żadnego bojkotu np. aktorów grających w "Smoleńsku". Są jakieś tego przykłady?
Podziały zresztą są czymś naturalnym i aktor/reżyser ma prawo do wyrażania swoich opinii także w sztuce. I tak jak wtedy, znakomita większość artystów stoi dzisiaj po słusznej stronie sporu, bez obaw.
Rafal Dajbor napisał(a):
Mam nadzieję, że nie wrócą czasy ostracyzmów i nie podawania ręki za zagranie u tego, a nie innego reżysera, czy też - w dzisiejszych czasach - w tej, a nie innej stacji... Brrr.
Bojkotowanie stacji telewizyjnych to przecież domena jednej partii i ..nic złego im się nie stało.

Z drugiej strony dlaczego miałbym NIE wyciągać konsekwencji z marnych moralnie decyzji lub szkalowania kolegów? Akcja rodzi reakcję. Nachalna propaganda i wciskanie postprawdy rodzi opór wielu ludzi, także aktorów i reżyserów. I jest to
bardzo pozytywne moim zdaniem. Nie podawanie ręki nie jest najgroźniejszym zjawiskiem na świecie, o wiele bardziej niebezpieczna jest
obojętność na zagrożenie wolności i demokracji. Kino nie jest od tego ważniejsze. Kino (i inne sztuki) powinno walczyć z zagrożeniami i jak widać - walczy.
Capitol-Deli napisał(a):
czy pan Zelnik zagrał w "Smoleńsku" czy nie - to Jego tylko i wyłącznie osobista sprawa. To Jego praca. W tym przypadku można i należy oceniać Jego zaangażowanie i grę. Ale jeżeli potem słyszymy to co wypowiada na temat samego wypadku... Może budzić skrajne nawet emocje, prawda?
Otóż właśnie.
Osobiście nie zamierzam bojkotować żadnego aktora ze "Smoleńska", co najwyżej mogę się im dziwić. Bo wzięli udział w projekcie, który już od początku miał z założenia (wywiady z reżyserem, scenarzystami i producentami) mistyfikować rzeczywistość i właśnie-dzielić społeczeństwo. Stare wygi, jak Opania widzieli to od razu i nie był to z ich strony bojkot towarzyski, tylko chęć pozostania w prawdzie i możliwość spojrzenia potem w lustro. Nie każdy, jak widać, ma chęć brania udziału w agitkach politycznych.
Każdy obywatel ma prawo do własnych poglądów politycznych i nie sądzę, by w tej sprawie cokolwiek ktoś chciał zmienić. Co innego, rzucanie się do gardeł przeciwników. To wysoce naganne i z tym należy walczyć. Być może nawet bojkotem, kto wie?

Wracając do kina narodowego.
Może zamiast ciągle marzyć o wskrzeszaniu wielkich historycznych patriotów, nakręciliby jakiś film o sprawach współczesnych? Zdecydowanie ważniejszych dla dzisiejszych Polaków, niż Bitwa pod Wiedniem?
Patrzmy do przodu, nie w tył.
Agnieszka Holland dostała właśnie nagrodę przyznawaną filmom fabularnym
wyznaczającym nowe perspektywy w sztuce filmowej. Właśnie: n o w e.
Temat też zdaje się tyczy współczesności - tu leżą konfitury mili panowie z "dobrej zmiany".