Obejrzałem film wraz z jakimiś 30 widzami na sali kinowej.
W największym skrócie - Szyc dobry, film słaby.
Niestety - po raz enty w ostatnich latach dostaliśmy czytankę szkolną dla licealistów, co wzmacniane jest pojawiającymi się co jakiś czas na ekranie planszami informującymi o wydarzeniach, które się odbywaja/odbędą. Taka sciagawka z historii z lat 1905-1918. Nigdy tego Wajdzie nie wybaczę, że spopularyzowal ten zabieg "Wałęsą"

Film jest czytanką, mającą na celu wpojenie widzowi następującej tezy "Niepodległość zawdzięczamy Pilsudskiemu i tylko jemu. W opozycji do niego stawała wyłącznie lewica, zasadniczo Żydzi. Geniusz Piłsudskiego przewidział właściwie cały przebieg I wojny. Nawet jak coś nie zawsze wychodziło, to summa summarum wyszło i dlatego nie będziemy ci, widzu, tym głowy zaprzątać i rozpraszac".
Jesli ktos liczył więc na to, ze na ekranie pojawi się np Roman Dmowski jako oponent Piłsudskiego (a przecież jest w filmie mowa o pobycie Ziuka w Japonii! Okazja była!) - zawiedzie się. Co ciekawe, w filmie nie pojawiają się też niektórzy sojusznicy Piłsudskiego z tamtego okresu, jak choćby Belina Prazmowski, Wieniawa Dlugoszowski, Władysław Sikorski, a Kazimierz Sosnkowksi jedynie epizodycznie. Konflikt w PPS jest pokazany jako jedyny w zasadzie ideowy konflikt ówczesnego czasu. Dla kogoś, kto trochę interesuje się historia owego czasu (ukłony dla Stena) będzie to chyba doznanie porównywalne z uczestnictwem zakonnicy w czarnej mszy.
Gdyby to wszystko było jeszcze dobrze zrobione czysto filmowo.
Nie jest.
O "brutalnym" dopasowaniu scenariusza filmu do "tezy" już pisałem, ale scenariusz to małe piwo w porównaniu z paroma innymi kwiatkami. Przede wszystkim - koszmarny montaż. Film sprawia wrażenie montowanego w trakcie ucieczki przed wilkami, tak jest poszarpany i niedopasowany do siebie. Podam jeden przykład
. Szyca jakby tezszego (po Magdeburgu!?) i posiwialego widzimy w scenie przejazdu przez Warszawę w listopadzie 1918 a chwilę potem, gdy wygłasza orędzie, znowu wygląda jak w roku 1914. Walery Sławek ma pokiereszowana wybuchem połowę twarzy, a potem jak gdyby nigdy nic paraduje tak pięknie wygojony, że profesor Adam Maciejewski zagwizdal by z podziwu...A o ile wiem, to Walery Sławek do końca życia ustawia się lewym profilem do zdjęć. No i tak dalej...
Film okresowo się dluzy, wychodzi z niego niskawy budżet, nie sprezentowano nam żadnej sceny batalistycznej. Demonstracja Grzybowska z 1904 roku jest silmowana tak biednie i oszczędnie... Szkoda gadać. Co gorsza, nawet niskobudzetowe sceny też często wzbudzają śmiech... Scena, w której Piłsudski i dr Mazurkiewicz uciekają że szpitala, starając się "nie wzbudzać niczyjej uwagi" zasługuje na Złotą Malinę.
No dobra, poznecalem się, to może jakieś pozytywy.
Podobała mi się interpretacja Szyca. Po obejrzanych wielu dostojnych i namszczonych Dziadkach dostalem wreszcie młodszego, pewnego siebie, czasem bezczelnego i chamskiego Ziuka. Dazacego po trupach do celu, instrumentalnie poslugujacego się ludźmi, nie cofajacego się nawet przed szantazem; potrafiacego oszukiwać tak wrogow jak i sojuszników (niezle są sceny z kapitanem Rybakiem na przykład). Szyc rolę udźwignął wg mnie, jest do tego naprawdę dobrze ucharakteryzowany i co ważne dla mnie - nie przegina z wileńska wymową, w czym wg mnie przesadzal np Ryszard Filipski.
Inni aktorzy? Dobrze wypadają kobiety, tzn Boczarska i Dębska, zwłaszcza ta pierwsza ładnie pokazuje dumę i zawzietosc zdradzanej kobiety. Zawsze można liczyć na Tomasza Schuchardta, który bardzo wyraziscie przypomina widzowi mocno zapomnianą postać Aleksandra Prystora. I w zasadzie to tyle...
Kilka niezłych scen, np eks w Bezdanach; niezle pokazane akty terroru Organizacji Bojowej nie oszczędzając kobiet i dzieci.
Mimo wszystko dam filmowi notę (aż) 5. Bo doceniam pokazanie w kinie nieco innej twarzy Marszałka niż zazwyczaj; doceniam naprawdę dobra rolę Borysa Szyca;doceniam jeszcze parę innych, wymienionych powyżej rzeczy. Ale jednocześnie uważam "Piłsudskiego" za kompletnie zmarnowaną szansę na kręcenia filmu naprawdę bardzo dobrego.