"Powidoki" obejrzane. Jak zwykle w kinie studyjnym, sala pełna, średnia wieku w górnych stanach średnich.
Film bardzo mi się podobał, według mnie ostatnie dzieło Wajdy prezentuje się lepiej od jego ostatnich dokonań, choćby "Wałęsy..." czy "Katynia", dla mnie to jego najlepsza fabuła od czasu "Pana Tadeusza".
Zacznę od plusów. Przede wszystkim - Linda. Jego rola rzeczywiście jest bardzo dobra, momentami przejmująca, wyciszona, a zarazem mocna. Kiedy patrzy się w jego twarz, oczy, to widać człowieka, który wiele przeżył, wiele rozumie, a jednocześnie ma świadomość nieuchronności swojego losu, nawet, jeżeli gdzieś wewnętrznie się przeciw niemu buntuje. Strzemiński Lindy to aktorstwo wysokiej klasy, przykuwające uwagę, rasowe, poruszające.
Dobre są zdjęcia Edelmana, momentami wręcz malarskie, wykonane z dbałością o kompozycję kadru, co nie dziwi, zważywszy na bohatera filmu i wykształcenie samego Wajdy. Sugestywna i celnie dobrana muzyka Panufnika świetnie wpisuje się w klimat "Powidoków".
Dla mnie ostatni film Wajdy to piękna i poruszająca opowieść o niezwykle samotnym i intrygującym człowieku zniszczonym przez nowe czasy, przez bezduszną i bezrefleksyjną władzę. Przestroga na przyszłość i na teraźniejszość, historia o obłudzie, konformizmie, bezradności, z którą nie umieją sobie poradzić nawet ludzie uczciwi. Niektórzy z krytyków zauważali, że w pewnym sensie jest to również film po trochu o samym Wajdzie, ale uważam to za zbyt daleko idącą interpretację.
Teraz trochę o wadach. Na początek też aktor, a dokładniej aktorka, czyli Bronisława Zamachowska (swoją drogą, gdyby jej ojciec był kobietą, to w dzieciństwie musiałby wyglądać identycznie - podobieństwo do Zbigniewa niezwykłe). Nie wiem... Być może taki był zamysł Wajdy, żeby rola Niki Strzemińskiej została zagrana właśnie tak - na sztywno, by ukazać nad wiek dojrzałą dziewczynkę, która pod maską zasadniczości skrywa głęboko schowane uczucia i buzujące w niej emocje. Tak czy inaczej wypadło to jednak mało przekonująco, choć relacja Niki z ojcem pokazana została ciekawie. Kolejna wada to...wspomniana przeze mnie rola Lindy, bo to w zasadzie na niej trzyma się film. Pozostałe role są bezbarwne i trudno wskazać jakąś wyróżniającą się kreację. Nieźle zagrali Krzysztof Pieczyński i Bonaszewski, ale też trudno tu mówić o jakichś szczególnie wybijających się rolach. Niektórzy zarzucają "Powidokom" łopatologię i sztuczne dialogi, ale według mnie trochę na siłę. Owszem, są w filmie rozmowy czy zdania nieco zbyt deklaratywne, szeleszczące papierem, ale bez przesady - to raczej wyjątki, a nie reguła.
Można też zastanawiać się nad niektórymi rozwiązaniami scenariuszowymi, np.
Mimo tych wymienionych powyżej minusów oceniam "Powidoki" wysoko, choć zdaję sobie sprawę - i już się z podobnymi głosami spotkałem - że niektórzy widzowie/krytycy będą kręcić nosem: konserwatywny i archaiczny pod względem formy, przewidywalny, dydaktyczny, z marnym scenariuszem. Mogę te opinie próbować zrozumieć, ale się z nimi nie zgadzam. To film piękny, gorzki, uniwersalny i wbrew pozorom wcale nie taki oczywisty, jakby się mogło wydawać. Dobrze, że Wajda pożegnał się z widzami właśnie takim obrazem.
Moja ocena: 8/10.